Historia
wydawałoby się zwyczajna, a jednak tak niecodzienna i
niepowtarzalna jak jedna fala na morzu.
Spotkali się w
typowym miejscu, w którym poznają się ludzie –
w klubie nocnym. On przez kłęby dymu i olepiający
blask wiateł wyłowił ją wzrokiem z tłumu tańczących,
rozemianych kobiet. Ona, uciekając od natłoku
napastliwych rąk i gestów poddała się magii munięcia
jego ręki . Stali tak przez chwilę koło baru wpatrując
się sobie trochę nieprzytomnie w oczy. Jedno było
pewne - od tej pory już nigdy się nie przeoczą.
Wieczór.
Wnikliwa obserwacja, pierwsze niemiałe umiechy,
skrywające sympatię za żartem. Oddzieleni kilkoma
metrami, wród dziesiątek rozbawionych osób, czuli
tylko swoją obecnoć. Ona wiedziała, że musi go omielić,
on zastanawiał się czy ona zbliży się do niego.
Nadszedł ten wyczekiwany moment – pewna umiechnięta
blondynka podała mu kartkę z jej imieniem i numerem
telefonu.
Noc.
Dokładnie 5.11. Dzwoni telefon, którego nikt nie
odbiera. Pociąg donikąd.
Popołudnie.
Hałas, zabawa , alkohol leje się strumieniami. W
powodzi dźwięków – melodia telefonu. Ona nawet
nie musiała pytać kto mówi.
Kilka
godzin później. Rozpalone oczy, pierwsze rozmowy,
taka ekscytacja jaką przeżywa się tylko raz.
Pierwsze słowo wypowiedziane niemal szeptem : zostań.
Pierwsza
randka. Nerwy, niepewnoć, dezorientacja. Ona ucieka
na chwilę złapać oddech, on gubi się w domysłach.
Rozmowa zaczyna toczyć się powoli, co chwilę zerkają
w bok, nie miejąc zbyt długo zaglądać sobie w
oczy. Czego nie chcieli zobaczyć? On otwiera się
powoli, choć ma opory, nie wie przecież kim jest ta,
która zawładnęła jego mylami. Ona nerwowo pali
papierosa, boi się uszkodzić cienką nić
porozumienia, która włanie powstała.
Popołudnia.
Natura, przyroda ,powietrze, wszystko to co pozwala
zobaczyć ludziom jacy są naprawdę. Godziny słów,
minuty milczenia, szumiące drzewa snują opowieć o
rodzącym się uczuciu.
Nocny
taniec. Pierwszy pocałunek. Świat zawirował.
Wieczory.
Bliskoć umysłów i ciał. Intymnoć, która
pozwala lekceważyć całą resztę wiata.
Ona
poznaje definicję spełnienia, on odnajduje prawdziwego
siebie.
Świat
zazdroci ludziom szczęcia, bo jest samotny, więc
niechętnie patrzy na łagodne życie tych, którym obce
są złe myli.
Pierwszy
upadek - gwałtownie runęły zamki na lodzie, ich gruzy
pogrzebały zaufanie.
Razem
odgarniali cegłę po cegle, kamień po kamieniu i
reanimowali jego ocalałe resztki.
Drugi
upadek – nici
oplatające uczucie zostały brutalnie zerwane, ich strzępki
przypominały im, że wczeniej dawały im poczucie
bezpieczeństwa. Ich wiara w uczucia, które ich łączą
została zachwiana Jednak on użył swojej siły i
sprawił że ona znów chciała trwać przy jego boku.
Chwilę
wczeniej. Dumnie trwali przy sobie, mając w zanadrzu
jedynie nadzieję na lepsze dni. Wiatr sypał piaskiem,
solą i czym się dało w ich oczy, a oni choć czuli
zimno, dodawali sobie nawzajem otuchy, tuląc się do
siebie jak bezradne, zagubione łzy tulą się do ciepłych
policzków.
Dzisiaj.
Pokonali samych siebie, przełknęli gorycz porażki,
obawę przed samotnocią, jednak ich serca poległy. A
przecież nigdy nie wiadomo, mówiąc o miłoci, czy
aby włanie ta – nie była ostatnią.
Bliska
przyszłoć. Zapomnienia szukają w szaleństwie,
pracy, nauce, muzyce, alkoholu , ramionach
nieodpowiednich ludzi – tych z którymi już kiedy
byli lub tych, których włanie poznali. Ale to ciągle
nie to – żal i rezygnacja, nadzieja utonęła w
niewypowiedzianych słowach, czas nie chce wrócić .
Jego dusza szuka wciąż tych samych zielonych oczu, jej
serce zaczyna szybko bić za każdym razem gdy pomyli
o nim.
Dalsza
przyszłoć. Względne zadowolenie, czas leczy rany,
wspomnienia się zacierają. Stabilizacja i pozorny
dosyt życia. Gdzie na dnie słychać niemiałe, pełne
smutku wołanie: przegrana...
Opowiadanie nadesłane
przez Agnieszkę Annę Sobańską.
|