Tatiana kochała niebo. Co wieczór biegała na dach
swojego domu, by móc obejrzeć przez lunetę wielki
ocean gwiazd i planet. Najbardziej ekscytowało ją to,
iż niebo wciąż się zmieniało i za każdym jej
kolejnym spojrzeniem było inne. Taka też była
Tatiana. Nikt nie wiedział, jaka jest naprawdę, nawet
jej mama nie zdołała domylić się, co w danej
chwili czuje jej córka, o czym myli.
-Dzisiaj jest pełnia, łatwiej odnaleźć Wenus.
Tatiana z wrażenie poruszyła lunetą, znów długo będzie
musiała ją ustawiać. Obok stał jej przyjaciel
Samuel.
-Wystraszyłe mnie, mówiłam ci, żeby wchodził
drzwiami, nie oknem. Masz-przesunęła lunetę w jego
kierunku- szukaj teraz Wenus, już prawie ją miałam.
-Nie denerwuj się, złoć pięknoci szkodzi.
Nienawidziła, kiedy tak mówił, i on to wiedział. Ale
wiedział też, że nie obrazi się na niego. Byli
przyjaciółmi "od zawsze". Nie wiedzieli,
kiedy się poznali, byli tak mali, ze żadne z nich nie
pamiętało tego momentu. Ich mamy przyjaźniły się od
czasów szkoły, potem prawie jednoczenie wyszły za mąż
i zamieszkały obok siebie.
-Oto i ona!-Samuel dumnie klasnął w dłonie- jest taka
piękna! Czytałem dzi rano, że za parę dni Jowisz
ukaże nam swe oblicze. Ale tylko na parę dni. Wielka
strata dla nauki.
-Tak? Wydawało mi się, że zobaczymy go dopiero w
przyszłym miesiącu.
-Źle ci się wydawało. Przyniosę jutro dane.
-Napijesz się czego? idę do kuchni.-Tatiana
wyprostowała się i spojrzała na Samuela.
-Możesz przynieć lody czekoladowe. Masz?
-Mam, mama pamięta i o tobie, mój drogi przyjacielu.
Umiechnęła się i zeszła na dół. Samuel wrócił
do Wenus, ale mylał o czym innym. Jego myli krążyły
wokół Tatiany. Marek powiedział mu dzisiaj, że
Tatiana z kim się spotyka. Ta wiadomoć poraziła
go jak grom. Właciwie nie wiedział, dlaczego.
Uzgodnili przecież, że na zawsze zostaną
"tylko" przyjaciółmi, ale w jakim stopniu
wciąż czuł się za nią odpowiedzialny. Może
dlatego, że oboje nie mieli rodzeństwa? Zawsze był
dla niej jak brat, który bronił swej ukochanej
siostry, ale nic więcej. Dlaczego więc myl, że kto
nazwie siebie "jej chłopakiem" i będzie miał
pełne prawa do jej ust i rak, tak bardzo go drażniło?
Czyżby był zazdrosny?
-Twoje lody, Główny Obserwatorze. -Tatiana z umiechem
podała mu półmisek z wielką porcją smakołyku. - O,
cos się tak zamylił?
-Dzięki. -Samuel spojrzał na Tatianę, gdy podawała
mu lody. Dopiero teraz zauważył, że ona ma piękne,
ciemnobrązowe oczy i długie, czarne rzęsy. Dłużej
przytrzymał wzrok, co wyraźnie Tatianę zirytowało.
-Co to? Widzisz mnie pierwszy raz?
-Tatiano...- Samuel próbował zebrać myli. -Słyszałem,
to znaczy Marek mi mówił...
-Marek to plotkarz, powinien urodzić się dziewczyną.
-Więc wiesz, o co chcę cię zapytać?
-Wiem. -Tatiana spojrzała na Samuela.
-Wiec?
-Więc to nieprawda, wierz albo nie, -Tatiana pochyliła
się nad lunetą.
Wierzył jej. Wiedział, że nigdy nie mogą być
osobno. Kochał ją jako przyjaciółkę, nie wyobrażał
sobie życia bez niej. Wiedział, że kiedy miedzy
nimi zaistnieje "co więcej", wiedziała to
również Tatiana. Od szesnastu lat spędzali ze sobą
każdą wolną chwile, oboje rozkochani w astronomii.
Nie chcieli niszczyć tej pięknej przyjaźni, która
nie wiadomo skąd przyszła i nie wiadomo dokąd
zmierza. wiedzieli jednak, że ich drogi nigdy się nie
rozejdą, bo szli jedną drogą - Drogą Mleczną.
Opowiadanie nadesłane
przez naszego czytelnika