|
"Usta twoje całując"
Usta twoje się snują, usta twe się wodzą,
Jak dwa ptaki różowe, po mnie lekko chodzą,
Jak dwa wiatła natchnione, oczu dotykają,
Usta twe mnie zabrały, usta twe mnie mają.
Jak wyznania wstydliwe, jak szepty szalone,
Powtarzam w ustach twoje usta niezliczone,
Od umiechu w kącikach do smaku języka -
Usta twoje całują i wiat cały znika.
"Umiłowanie"
O, jakże do tego przywyknę,
O, jakże z tym się oswoję,
Jak cię ogarnę przeniknę,
Umiłowanie moje.
Jakie ci zerwę licie,
Jakim osypię pąkowiem,
Co ci, jedyna, na przyjcie
Twoje najdroższe opowiem.
Jak ci się oddam cały,
Co z siebie całego powierzę,
W mym szczęciu, w mym lęku niemiały,
Dawno do ciebie należę.
I tylko przywyknąć nie umiem
I tylko jeszcze się boję,
Jak cię ogarnę, zrozumiem,
Umiłowanie moje.
* * *
Podciel twe pyszne, wietne ciało,
Nienapatrzone, niepojęte,
Pod naszą rozkosz oszalałą,
Misterie, cuda, orgie więte.
Upij się sobą, mną -- i zamień
Nas w sploty, kurcze, krzyk, płomienie,
Aż w spazmach stoczym się, jak kamień,
Cudowną furią w zatracenie.
Huk kwi i zamęt, w oczach plamy,
Palą się ręce, głowa, nogi!
Gdzie ponad wiatem przelatamy
W dymiących splotach -- ludzkie bogi.
W każdym zakątku ciała, nerwie
Olepiająca biel twej skóry!
Nas żaden piorun nie rozerwie,
Orkan, błyskanie, szał wichury!
Tężejem, giniem! Rozkosz -- męka!
Wir! Mnie się dłońmi chwyć obiema!
Przebóg! Wir niesie! Ziemia pęka!
Cud! Tchu brak w piersiach! Śmierć... Nas nie ma.
"Obłok"
Zasnuwasz mię, zawlekasz, jak obłok wysoki,
Cały wiatłem objęty i pełen pogody,
Odbijam cię, jak woda odbija obłoki:
Powtarzam w sobie każdy szczegół twej urody.
I zatapiam się w tobie, najdroższy widoku,
Rozprowadzam cię wkoło, roztaczam i mnożę,
l poprzez pamięć czuję cię na każdym kroku.
I poprzez myli czuję cię o każdej porze.
I nie ma więcej szczęcia, niż w tym podobłoczu,
Gdy wodzę się za tobą podróżą skrzydlatą:
Wtedy w niewysłowionym spojrzeniu twych oczu
Dojrzewam, promieniuję i wiecę, jak lato.
"Miłoć"
Oto jest ziemia moja, oto niebo moje,
Oto dni, co minęły, i dni, które miną,
Z gwiazdami twoich imion poród wiata stoję,
Niosę je, jak me szczęcie i jak niepokoje, --
Imiona twe pachnące i słodkie, jak wino.
Oto jest wiedza wszystka, która mi wiadoma,
Cała prawda z mądroci dobyta wszelakiej, --
Powoli ją do góry podnoszę rękoma
Tej ziemi, co zaległa mi wiat nieruchoma,
Temu niebu, co w jasne rozbłysło się znaki.
Naprzeciw ciebie idę, więto zwiastowane,
Które mi płoniesz groźnie w przestrzeni milczącej,
Wszelkie szczęcie mam w sercu otwarte, jak ranę,
Usta mi ją zadały, usta ukochane,
Otwierając w nim miłoć, zakon wojujący.
* * *
Jak płomień, przylgnąć wzdłuż twojego ciała,
Dotknąć się ciepłej, woniejącej skóry,
W ramiona wpleć się i, jak oszalała
Burza, w pocałunków rzucić się wichury!
Całować szepty, i krzyk twój i miechy,
W krew twą się wessać i w więtym zachwycie
Upić się tymi grającymi echy,
Które wydziera os wiecznoci życie!
|
|