|
"Do Anusie"
Moja nadobna dzieweczko, moje kochanie!
Kiedy wżdy nam tak szczęliwy on dzień nastanie,
W który skutku swego dojdą twe obietnice,
A moje serce pozbędzie srogiej tęsknice?
Twoja nawdzięczniejsza pięknoć snadnie sprawuje,
Że me serce w tej miłoci nic nie styskuje,
A twe sprawy, w których nie masz nic obłudnoci,
Czynią, że ja ufam tobie prócz wątpliwoci.
Ufam tobie, lecz ciężkiemu to udręczeniu
Równa się być u nadzieje w długiem ćwiczeniu.
Bowiem bojaźń zawsze przy niej źle praktykuje,
Mówiąc: Często pewne rzeczy odwłoka psuje.
Przeto proszę, nie odwłaczaj, folguj pogodzie,
Zagródź drogę czyhającej na nas przygodzie.
Niech nie będzie me o tobie próżne mniemanie,
Moja nadobna dzieweczko, moje kochanie!
"Sonet V. O nietrwałej miłoci rzeczy wiata tego"
I nie miłować ciężko, i miłować
Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione
Myli cukrują nazbyt rzeczy one,
Które i mienić, i muszą się psować.
Komu tak będzie dostatkiem smakować
Złoto, sceptr, sława, rozkosz i stworzone
Piękne oblicze, by tym nasycone
I mógł mieć serce, i trwóg się warować?
Miłoć jest własny bieg bycia naszego,
Ale z żywiołów utworzone ciało
To chwaląc, co zna początku równego,
Zawodzi duszę, której wszystko mało,
Gdy Ciebie, wiecznej i prawej pięknoci,
Samej nie widzi, celu swej miłoci.
"Fraszka do Zosie"
Słuchaj, gdy nie chcesz baczyć, co się ze mną dzieje,
A nie mórz w mojem sercu do końca nadzieje:
Albo łzami gęstymi wszytek się oblewam,
Albo serdeczne ognie wzdychaniem odkrywam.
Ognie, które by w popiół dawno mię spaliły,
Gdyby mię łzy wilgotne często nie kropiły,
Które tak często płyną, żeby już me ciało,
By go ogień nie suszył, wodą być musiało.
Owo nigdy się o to nie przestają wadzić
Ciężki płacz, srogi płomień, kto mnie z nich ma zgładzić.
W tym rozterku co cierpię, chciej uważyć sobie;
Lecz jeslić i to trudno, powiem ja sam tobie:
Żywot mię już opucił, mierć się mię wziąć boi,
Sama żałosna miłoć przy mnie stale stoi,
I ta tylko dla tego, aby mię męczyła:
Mnimiała, aby z cnoty przy mnie się bawiła?
Otóż słyszysz, tych czasów co się ze mną dzieje!
O, nader srogie serce, co się z tego mieje!
Ty jeli mię nie mylisz na wieki zepsować,
Uczyń, coć nie zaszkodzi: dopuć się miłować!
"Do Zosie"
Będę się zawsze dziwował twojej pięknoci:
Nie szkodzi wiernej dalekoć miłoci;
Bo, gdzie ciałem nie mogę być, tam mylą będę,
A pierwej siebie niż ciebie zabędę;
A dotąd się serce me smęcić nie przestanie,
Aż cię oglądam, me wdzięczne kochanie.
"Do Kasie"
Im pilniej na twoje oblicze nadobne
Patrzam i na oczy twe, gwiazdam podobne,
Tym mie srodzej palą płomienie miłoci!
Dla Boga, daj ratunk, ginę w tej ciężkoci!
O wdzięczne stworzenie, pani urodziwa,
Bacz to, że dla ciebie serce me omdlewa,
Cierpiąc niewymowny żal i dolegliwoci;
Dla Boga, daj ratunk, ginę w tej ciężkoci!
Ustawne wzdychanie, słowa niezmylone
I smętnymi łzami lice pokropione
Niechaj cię przywiodą ku słusznej lutoci.
Dla Boga, daj ratunk, ginę w tej ciężkoci!
Co za zysk stąd weźmiesz, że zginę dla ciebie,
Który cię miłuję barziej niż sam siebie,
I twojej się wdzięcznej dziwuję pięknoci.
Dla Boga, daj ratunk, ginę w tej ciężkoci!
Żywot, szczęcie i mierć, i nieszczęcie moje
Dzierży w swojej władzy możne serce twoje:
Co ty będziesz chciała, to się ze mną stanie.
Dla Boga, daj ratunk, me wdzięczne kochanie!
|
|