|
"Do Przechodzącej"
Miasto wokół mnie tętniąc huczało wezbrane.
Smukła, w żałobie, w bólu swym majestatyczna
Kobieta przechodziła, a jej ręka liczna
Lekko uniosła wyhaftowaną falbanę.
Zwinna, szlachetna, z posągowymi nogami.
A je piłem, skurczony, dziwaczny przechodzień,
W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi,
Rozkosz zabijającą i słodycz, co mami.
Błyskawica... i noc! Pierzchająca pięknoci,
Co błyskiem oka odrodziła moje serce,
Czyliż mam cię zobaczyć już tylko w wiecznoci?
Gdzie daleko! Za późno! Może nigdy więcej!
Bo nie wiesz, dokąd idę, nie wiem, gdzie przepadła,
Ty, którą mógłbym kochać, ty, co to odgadła!
"Śmierć kochanków"
Zapachów lekkich pełne nasze loża,
Łoża jak grób głębokie - a w rodku komnaty
Będą dla nas w wazonach kwitły dziwne kwiaty,
Rozkwitłe pod janiejszym błękitem przestworza.
Wród mdlejących upałów ich woni ostatnich,
Dwa nasze serca będą jako dwie pochodnie,
Co odbiją swe blaski szeroko i zgodnie
duchach naszych złączonych, tych zwierciadłach bratnich.
W mistyczny zmierzch, przez róże i błękity senne,
Niby łkanie przeciągłe, żegnaniem brzemienne,
Zamienimy jedynej błyskawicy lnienie...
A potem drzwi otworzy lekka dłoń anioła,
o radosny i wierny do życia powoła
Zamącone zwierciadła i martwe płomienie.
|
|