Ukochany wydaje Ci się piękny niczym młody bóg, jest
ideałem pod każdym względem, zakochała się w nim
od pierwszego wejrzenia. Szukasz w pamięci zdarzeń, które
was ze sobą zetknęły i nic nie wydaje ci się
przypadkowe - jaka siła nadprzyrodzona musiała
sprawić, że akurat tamtego dnia on wsiadł do tego
samego co ty autobusu. Mało tego, wysiedlicie na tym
samym przystanku i do tego skończyły mu się
papierosy, a Ty poczęstowała go swoimi. Po prostu
bylicie sobie przeznaczeni. Od chwili, kiedy zauważyła
w jego oku błysk zainteresowania, nie rozstajecie się
ani na chwilę Rachunki telefoniczne są kilka razy większe
niż zwykle, nagle zaczęła mieć bardzo mało czasu
dla swoich przyjaciół, ledwo wyrabiasz się z pracą.
A seks... jest wspaniale, cudownie, czujesz, że moglibycie
nie wychodzić z łóżka. To włanie jest miłoć
przez starożytnych Greków nazywana erosem - pełna
namiętnych uniesień, wielkich wzruszeń i
romantycznych wyznań. Słowa "kocham cię"
padają bardzo szybko, a siła uczuć jest tak ogromna,
że wydaje się, zniesie każdą próbę i pokona każdą
przeszkodę. To miłoć o jakiej marzy się w
najskrytszych snach. Warto jednak mieć wiadomoć,
że silne uczucia mają to do siebie, że kiedy słabną.
Nie można bez końca spalać się emocjonalnie, bo nasz
organizm tego po prostu nie wytrzymuje. I niestety im
bardziej idealizujemy ukochanego, tym później większe
czeka nas rozczarowanie, że nie jest dokładnie taki,
jak z naszych snów.
Agape - miłoć
altruistyczna
Chyba nie zdarza się w czystej postaci. Jako jeden z
elementów związku jest bardzo pożądana, natomiast na
dłuższą metę człowiek nie jest stworzony do powięcania
się dla innych do tego stopnia. Ideał agape, który
nakazuje przedłożyć szczęcie partnera nad własne,
przeczy instynktowi samozachowawczemu. Do takich
wyrzeczeń zdolna jest tylko miłoć macierzyńska. A
i tak ostatnio psychologowie krytykują matki powięcające
całe swoje życie dla dobra potomstwa, bo wbrew pozorom
dzieciom wcale to na dobre nie wychodzi. Altruista kocha
włanie taką miłocią macierzyńską, dla swojego
ukochanego zniesie wszystko. W razie jakichkolwiek kłopotów
stanie na głowie, żeby pomóc swojemu partnerowi,
poruszy niebo i ziemię, aby tylko go zadowolić.
Zrezygnuje ze swoich planów, marzeń i ambicji, jeli
tylko wejdą one w kolizję z potrzebami partnera. Z
jednej strony bardzo to szlachetne i zgodne z ideałem
miłoci chrzecijańskiej, ale po drugiej stronie
medalu mamy żonę alkoholika, które co rano biegnie do
sklepu po kiszone ogórki, nie zwracając uwagi na to,
że mąż wczoraj przepił ostatnie pieniądze. Czasem
jednak chciałoby się spotkać na swojej drodze
altruistę. Szkopuł w tym, że reguła wzajemnoci i
sprawiedliwoci zobowiązuje - powinnimy odwdzięczyć
mu się tym samym. Dlatego ludzie, dla których
najbardziej charakterystyczna jest miłoć agape
powinni dobierać się w pary, w przeciwnym razie bardzo
szybko altruista jest wykorzystywany.
Ludus - hazard
Ten typ miłoci jest charakterystyczny dla osób, które
nie chcą całej duszy oddać partnerowi. Wolą trzymać
go w niepewnoci - a nuż im się odmieni? Skąd
wiadomo, że to włanie ten, że to z nim będziemy
chcieli spędzić życie? Takie osoby do miłoci
podchodzą z dystansem - jak do pewnego rodzaju gry. Często
spotykają się z kilkoma osobami na raz, a lawirowanie
miedzy nimi uważają za wietną rozrywkę. Problem
"jak umówić się z Jackiem, żeby nie dowiedział
się o tym Tomek" urasta do rangi intrygi
kryminalnej, w którą zaangażowani są wszyscy
znajomi. Homo ludens najbardziej lubi pierwszą fazę
znajomoci, często nie wychodzi poza flirt, bo przeraża
go myl, że mógłby stać się zależny i utracić częć
swojej wolnoci na rzecz partnera. A co się dzieje,
gdy uda mu się uwieć kogo, kto nie zna reguł gry
i szczerze odda mu swoje serce? To duży problem i
trudna sytuacja ale tylko dla tego, kto się zaangażował.
Homo ludens bowiem bez trudu otrząsa się z nieudanego
związku i od razu zaczyna zastawiać sidła na następną
ofiarę. Ale nie demonizujmy, miłoć typu ludens nie
musi kończyć się tragicznie i nie trzeba się jej
wystrzegać jak ognia. Nie zawsze musimy być przecież
poważni, flirt bywa całkiem przyjemny, a któż od
czasu do czasu nie chciałby żyć bez zobowiązań. Ale
od czasu do czasu!
Pragma - zakaz
bujania w obłokach
Ludzie, u których przeważa ten typ miłoci niewątpliwie
twardo stąpają po ziemi, wiedzą, czego chcą od życia
i od człowieka, z którym przyjdzie im to życie dzielić.
Żadna miłoć od pierwszego wejrzenia nie wchodzi tu
w grę - jak można tak poważną decyzję, jaką jest
małżeństwo powierzać emocjom?! Wybór partnera
przypomina trochę wybór funduszu emerytalnego: analiza
wad i zalet, zysków i strat pozwala zdecydować w kogo
najkorzystniej będzie można zainwestować swoje
uczucia. Zabezpieczenie przyszłoci jest najważniejszym
celem dla pragmatyka. Osoby tak praktycznie podchodzące
do życia potrafią prowadzić tabelki, w których porównują
kandydatów bynajmniej nie ze względu na umięnienie
klatki piersiowej, a raczej zasobnoć portfela,
wykształcenie i status społeczny. Odpytują szczegółowo
potencjalnych mężów o poglądy na temat pracy
zawodowej kobiet, albo wychowywania dzieci w zgodzie z
wartociami chrzecijańskimi. Po wstępnej selekcji
przychodzi czas na poznanie rodziny, a w szczególnoci
zorientowanie się jakie cechy mogłyby odziedziczyć
dzieci. Kandydaci z nadopiekuńczą mamusią,
alkoholikami i samobójcami wród krewnych przepadają
od razu.Może to i mądre, ale chyba za bardzo
wykalkulowane jak na miłoć. Niemniej jednak szczypta
racjonalizmu przydaje się nawet w najbardziej gorącym
związku - a może włanie szczególnie tam.
Mania - obsesyjna miłoć
Nie możesz bez niego żyć, dostajesz rozstroju żołądka,
kiedy się pokłócicie. Mylisz o nim bez przerwy i
nie ma mowy, żeby się skupiła na czymkolwiek innym.
Jeste zazdrosna o czas, którego z Tobą nie spędza.
Nie pisz po nocach, bo wyobrażasz sobie, że umawia
się z inną. Każda kobieta u jego boku wydaje Ci się
rywalką i wielkim zagrożeniem dla Waszego związku.
Najmniejszy brak zainteresowania z jego strony sprawia
Ci ból, a każdy miły gest przynosi Ci niewysłowioną
radoć. Mogłaby spędzać z nim 24 godziny na dobę
przez 7 dni w tygodniu i wciąż by Ci było mało i mało.
Najchętniej zamknęłaby go w złotej klatce, a do
nogi przymocowała wielką kulę wysadzaną diamentami.
To już nie miłoć, ale uzależnienie i obsesja. Opętanie
nawet nie tyle partnerem, co własnym do niego uczuciem.
I najgorsze jest to, że nie wiesz co z tym zrobić, bo
nie widzisz specjalnej różnicy pomiędzy końcem wiata
a końcem twojej miłoci. Nie jeste pierwsza i
pewnie nie ostatnia. Ten rodzaj miłoci szczególnie
sprzyja twórczej ekspresji, przejrzyjmy choćby pobieżnie
dzieła romantyków - Mickiewicza, Goethego, Byrona. Można
tylko westchnąć nad losem targanego tak skrajnymi
uczuciami nieszczęnika i powtórzyć za Terencjuszem,
"że nic co ludzkie nie jest mi obce".
Teks
zaczerpnięty z
www.livsstil.prv.pl